Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Banita Tom I.djvu/172

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

tności Samuela pieniędzy pożyczył, a potem po nie sam przybył. Wytoczyło się to przed trybunał pański, i Kurek długu nie zaprzeczał, ale twierdził, że zapłacić go czem nie miał.
Tymczasem Samuelowi dobrze się z włochem było zabawiać, więc go do dworu wziął, do stołu sadzał, karmił, poił, i był mu jak najlepszym. Ten go za to opowiadaniami bawił, a że Samuel rad w języku włoskim się popisywać, bardzo go miał miłym i chciał w domu zatrzymać. Tymczasem włoch się już wyrywał, mając handel czy zajęcie; ale z Samuelem od wielkiej miłości do gniewu, włos tylko...
Włoch się rwał jechać, Samuel nie chciał puszczać... a już mu twarz krwią i oczy zachodziły, co u niego znakiem, że sobą nie włada.
— Naokoło mór straszny, ludzie jak muchy padają, gdzie ty pojedziesz? po co? Siedź tu, kiedy ci dobrze?
W pół dobrą wolą, w pół siłą, strzymał włocha, ale co on go zabawiał zrazu, to teraz Samuel drwiąc z niego gości swoich nim traktował. Wyśmiewano go nielitościwie, płatając nieznośne sztuki, aby włocha do wściekłości rozdrażnić.
Samuelowy sługa, niejaki Ruski, nasadzony był na Candiana... a wiedząc, że mu to ujdzie bezkarnie, dojadał włochowi szczególniej przy gościech. Gości zaś żadnego dnia nie brakło. Wreście Can-