Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Banita Tom I.djvu/153

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Któżby miał wiarę w lekarstwo tanie i proste?
Fontanus już podówczas przyszedł do tego, że jego oficynie na niczem najwykwintniejszem nie zbywało. Ze wszystkich części świata miał zioła, kamienie, driakwie i balsamy. Prawda, że one na wagę złota sprzedawał, ale też skutkowały, jak żadne, bo do nich przywiązywana wiara siłę im nadawała.
Słynął Fontanus i zazdrość obudzał. Chociaż mu się tak szczęściło, iż oprócz apteki, dla której sobie kamienicę, wpierw najmowaną, kupił, posiadał dwie inne, a grunta i place za miastem — żył bardzo skromnie i nie ożenił się nawet. Chudy, zawiędły, z policzkami zapadłemi, z włosami jasnemi, które płasko i posłusznie na wyłysiałej czaszce mu się układały, w stroju czarnym, poważnym, w ogromnych okularach, których nigdy nie zrzucał, kręcił się pilno, z jednym wyrostkiem do pomocy i stróżem radę sobie dając, choć roboty miał dużo.
We dnie ani na chwilę się nie mógł oddalić z apteki, bo miał nieustannie gości, nocami, powiadano, że na alembikach i różnych przyrządach, ekstrakty wyciągał, których sam dozierał.
A nie było rzeczy, którejby u niego dostać nie można, bo i kosmetyki i przysmaki przyprawiał, bielidło i róż.
Mówiono nawet, że i takie rzeczy sprzedawał, za które baby pod pręgierzem stawiano, że czarno-