Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Banita Tom I.djvu/140

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nie znał, z ludźmi nie wiedziałby jak się obchodzić i bez niego może jak Henryk byłby tron porzucił, na którym mu spokojnie usiedzieć nie dawano.
Zrana dnia tego, ów zamek cichy nagle się zaludnił, hetman i kanclerz przybył z Knyszyna, a skoro się o tem wieść rozeszła, popłynęły strumienie ludzi ku niemu, bo to drugi król był, a choć go niechętni głową czarnej rady zwali i gorzej, wszystkich oczy były na niego obrócone.
Z górnych okien fraucymer skromny królowej pani patrzał na wozy, które na zamek zachodziły, bo hetman się tu mieścił, aby być królowi na zawołanie pod bokiem.
W sile wieku był naówczas ten mąż, który wodze rzeczypospolitej trzymał w swym ręku, postawy wspaniałej i pięknej, lica męzkiego, na którem rozum i stateczność jakby wypiętnowane były. Na hetmana i kanclerza nic mu nie brakło, bo i wymowę i postać i obyczaj miał senatorski, a mimo dobroci serca, więcej w nim stałość i hart niż miękkość jakąś widać było. Nie będąc z powołania rycerzem, gdyż więcej piórem niż szablą, i głową niż ręką pracował, hetmanić umiał i buława mu tak przystała, jakby się z nią urodził.
Kochali go otaczający, ale więcej jeszcze szanowali i obawiali się, bo wiedzieli, że nieubłaganym był, gdy ze słabościami ludzkiemi miał do