Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Banita Tom I.djvu/118

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Ludzie ci sól wiozący powiedzieli mu, że nieopodal na morzu galery widzieli, które na Dniepr płynęły.
Natychmiast wyprawił pan nasz straż ad ostium maris, kędy Dniepr w morze wpada, aby języka dostać, i w istocie straż galery dwie na Dniepr wchodzące na swe oczy widziała, a przy nich lądem tatarów tysięcy, jak oni liczyli, z dziesiątek szło, chcąc w ciasnem miejscu z kozaki się rozprawić.
Tego panu hetmanowi było potrzeba, który gwałtem bitwy pożądał... więc ludzi zebrawszy zasadził się tak, aby z galer ludzie wysiadłszy gdzie na ciasnem ostrowiu przydybał i tam je wszystkie wybił do nogi.
Ale nie wiedział o tem, że nie wszystka to moc tatarska była, ale tylko przez Sydziaka wysłana kupka dla języka, którzy kozaków zoczywszy, ani się potykać myśląc, natychmiast tył podali.
Gdyby nie to, że się cokolwiek przypóźnił, pewnieby z nich żaden nie uszedł, ale po niewczasie próżny żal.
Więc wracaliśmy znowu do Siczy, i znowu na wołochyśmy się gotowali, bo tak ścierpieć nie chciał w próżnowaniu, gdy już posłów nadaremno się było spodziewać.
Gdy ciągniemy tak — co godzina to nowina; na pierwszym noclegu potykamy znowu z jassyru tatarskiego zbiegłych, których tu niemal każdego