Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Banita Tom I.djvu/096

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nie widać wcale, które tylko rybni owi poza koszem kozacy mieć mogą, inni zaś jako mnichy tu żyją, choć o czystość nie dbają wcale i czasu wojny wszelkiego gwałtu sobie pozwalają, ale mają tę wiarę, że gdyby jedna niewiasta pomiędzy nich weszła, z nią razem waśń i niepokój i rozterkiby rycerskiego ducha im odjęły.
W czem, że rozumni są, zaprzeczyć trudno.
Rzekłem, żeśmy tu wczasu zażywali, boć robić nie było co, krom że się dla rozrywki na ptastwo wodne lub na ryby z sakiem szło, ale ze strawą musieliśmy ich grubemu obyczajowi być posłuszni, i z kotła razem z nimi się żywić. W czem p. hetman przykład dawał, ale łacno mu to przychodziło, bo Michał pokryjomu zawsze dla niego albo szczukę po żydowsku lub kawał mięsa przypiekł i podsunął. Myśmy zaś kaszą i polewkami ich, a zielem różnem, mięsem solonem a słoniną kontentować się musieli. Siła piliśmy, ale też ladaco, kwas i ich tam napoje nieosobliwe.
Wtem, gdy my tu lada godzina czekamy hetmana od carzyka, aby z nami szedł na Moskwę, przychodzi zamiast niego poseł, iż się rzecz inaczej obróciła, albowiem wielki carz turecki do Persyi się wybierał, z którym ów tatarski carzyk jechać był przyrzekł i musiał. Zaczem i pana naszego wzywał, aby z nim też do Persji się wybierał.
Wielce się p. Samuel tym posłem zafrasował