Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Banita Tom I.djvu/039

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

mana wprost do absolutum dominium kroczy. Toć to jawne. A jakże my to znosić mamy?
Albośmy to jedni? Spojrzyjcie po wszystkich ziemiach rzeczypospolitej i posłuchajcie. Jeden jest głos: jeżeli król pożyje a potrwa, wiekowe nasze libertates przepadną. Do tego wszystko jawnie zmierza.
Kasztelan się zmarszczył, głową potrząsał.
— Mam ja też oczy — rzekł — prawa tej rzeczypospolitej a nasze tak mi są drogie jak i wam, tego zaś, co mu zadajecie, nie widzę. Groził bunt gdańszczan, za któremiby poszło Pomorze, siedział nam już na karku car moskiewski, co miał czynić król, dla warcholącej szlachty dać nam przepaść? Musiał przebojem iść, aby rzeczpospolitę ocalić i ocalił ją i orężowi jego Pan Bóg pobłogosławił; a gdzież są te swobody, które wam odjęto?
Krzysztof ledwie mu dał dokończyć, rozpalił się okrutnie.
— Wyście, panie bracie, już ich, nie naszym — krzyknął — ślepi jesteście dobrowolnie, trudno wam oczy otworzyć. Niebywałe rzeczy dzieją się u nas. Ścięto Ościka, na innych się odgrażają, że im też na gardło nastaną. Pospolite ruszenie zwołują samowolnie, pobory dawać zmuszają, a już im dawnego żołnierza, co przez tyle wieków bronił i zasłaniał, nie dosyć, zaciągi robią z prostego chłopstwa, cudzoziemców jurgieltami zwabiają, piechoty jakieś wystawiają. Na nieprzy-