Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Banita Tom I.djvu/033

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

chu pobudzały podróżne przybory pana brata, co Krzysztofa do gniewu pobudzało.
Ponieważ na pustyni nic się znaleźć, nawet chleba, nie spodziewano, każdy wiózł z sobą zapas śpiżarniany, kołacze, baryłki z winem, każdy miał kuchtę między czeladzią i wóz dobrze nabity. Ale pan Samuel z tą butą, która go odznaczała, oświadczył zaraz, że choćby nazajutrz głodem miał mrzeć, on dziś panów braci do swojego stołu zaprasza. Okazało się, że na jego wozach była zwierzyna, marynowane ryby, solone i wędzone mięsa, wina i miodu podostatkiem. Nawet zastawa stołowa, jak na podróżną biesiadę, za wytworną uchodzić mogła. Misy i półmiski cynowe, takież talerze i dzbany, kształtami pochodzenie swe niemieckie zdradzały. Do wina kubków srebrnych pozłocistych i dzbana podobnego nie brakło, a nawet obrus niejednejby gospodyni zazdrość obudził.
A gdy misy i półmiski na stół przynosić zaczęto, rozeszła się taka woń korzennych przypraw nęcąca, iż się jej oprzeć było trudno. Wspaniale tak i po pańsku występować lubiał Samuel, ale służba świadczyła, że czasu podróży lub łowów całe dnie o suchym chleba kawałku spędzał lub głód znosił tak wesoło, jakby mu zwycięztwo to nad sobą wielką sprawiało radość.
Od pierwszego powitania bracia, prócz tego co się ich rodzin i osób tyczyło, nie rozpoczęli