Przejdź do zawartości

Strona:PL Józef Bliziński - Dzika różyczka.djvu/58

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

stawić pieski w domu, na coby się nie zdecydowała, albo też wziąć je z sobą... na coby się także nie zdecydowała, bo mogłyby się zaziębić.

STEFAN (z wymówką).

Brunonie!

BRUNON.

Mówię to dlatego tylko, żeby wytłómaczyć, dlaczego jako najstarszy w rodzie po mojej stryjence a jego ciotce, przywłaszczam sobie jej prawa. Otóż, chociaż wiem, że słowa moje nie wpłyną na postanowienie, bo to już powzięte, dla prostej jednak formy, w imieniu naszej wspólnej rodziny, mam zaszczyt prosić szanownych państwa o rękę panny Karoliny dla mojego kuzyna, pana Stefana Tolickiego.

STEFAN (na stronie).

Uszom moim nie wierzę.

BRUNON.

O odpowiedź nie chodzi, bo ta mi jest zbyt dobrze wiadomą, tylko o świadectwo, żem dopełnił, co do mnie należało — a nadto, niech mi wolno będzie wypowiedzieć to, co czuję. (do Karoliny, całując jej rękę) Panią mogę zapewnić, że dostajesz za męża poczciwego i zacnego chłopca, czego dowodem, że głosowi serca dał pierwszeństwo nad interesem materyalnym; (do Stefana) tobie zaś winszuję, żeś wybrał towarzyszkę życia z dobrego gniazda (szczerze ściskając go). Daj ci Boże szczęście, mój drogi.

STEFAN (wzruszony).

Dziękuję ci, dziękuję.

KAROLINA.

Wstępnym bojem zdobyłeś pan moje serce (Izydora i Dorota płaczą).