Strona:PL Istrati - Kyra Kyralina.djvu/63

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Któregoś wieczoru mieliśmy conajmniej siedmiu gości. Matka kazała zawiesić cztery kinkiety, nie mówiąc już o wielkim żyrandolu. Policzyłem świece, było ich dwadzieścia cztery. Światło było oślepiające. W dniu tym mama wezwała ślusarza, kazała mu wzmocnić stare zamki i zrobić nowe przy bramie. Tak zabezpieczona, oddała się najszaleńszej zabawie. Dziś jeszcze wierzę, że przeczuwała koniec wesołego życia, i pragnęła wykorzystać je do ostateczności.
Z siedmiu zaproszonych gości, trzej byli znanymi grajkami. Gdy przyszli, mama ofiarowała każdemu z nich skórzaną sakiewkę z dziesięcioma dukatami, zawiniętemi w jedwabną, haftowaną chusteczkę.
— Przyjaciele! — rzekła mama — daję wam pięć razy więcej, niż żądaliście. Ale nie tylko dlatego, że jestem szczodra; w domu tym radość opłaca się drogo, i nie jest wykluczone, że będziecie zmuszeni dom ten opuścić przez okno. Potraficie skakać? Macie zręczne nogi?
I otworzyła okna zawieszone nad wzgórzem. Muzykanci wychylili się przez okna, a sakiewki schowali do kieszeni. Rozpoczęła się zabawa, muzyka, śpiew i tańce.
Trzy instrumenty: klarnet, piszczałka i gitara składały się na rzewne, rumuńskie piosenki, tęskne melodje tureckie, i greckie pastorałki. Mama i Kyra wyciągnięte na sofie słuchały z zachwytem. W muzykę wplotły się męskie głosy.
Po każdej piosence mama częstowała kawą, likierami, nargilami. Dwie wielkie tace słodyczy nęciły smakoszów.