Strona:PL Istrati - Kyra Kyralina.djvu/24

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Stawro krzyknął:
— Grzegorzu!... Grzegorzu!
Ktoś wyszedł na próg karczmy i Stawro zawołał do niego:
— Śpiesz się! Na wszystkich świętych! Śpiesz się! Chyba nie chcesz, bym robił pączki i lemoniadę na tej wodzie deszczowej! Otwieraj, stary łobuzie!
Gospodarz mruknął coś pod nosem i wziął konia za uzdę. Wyprzężono konia i zdjęto z wózka ładunek. Następnie czterej mężczyźni weszli do obszernej izby, w której się jada, pije, pali i mówi rzeczy dobre i złe, zależnie od wieku i zalet wina.
Stawro był zwięzły:
— Posilmy się dobrze, ale nie traćmy nocy na gadanie. Prześpijmy się tutaj, a o świcie wyruszymy dalej. Najcięższe mamy już poza sobą. Jutro, idąc wzdłuż rzeki, opowiemy sobie wiele ładnych historji. Jutro będzie pogoda.
Podano im tuzin jaj sadzonych, smażoną słoninę, ser i pyszne wino, które mogłoby rozweselić najsmutniejszego człowieka.
Gospodarz, trącając się kieliszkiem ze Stawro, zapytał:
— Jedziesz do S... na jarmark?
Stawro zrobił potakujący ruch głową, gospodarz żartował:
— Czy zawsze fabrykujesz swoje lemoniady na kwasku cytrynowym i sacharynie?
Stawro spojrzał mu prosto w oczy:
— A ty, stara świnio, robisz swoje wódki na podejrzanych alkoholach i struwasz niemi chłopów?