Strona:PL Istrati - Kyra Kyralina.djvu/131

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

neli, zagłębiałem się w wąskie przejścia, w poszukiwaniu taniego mieszkania.
Grek, właściciel zajazdu, powiedział mi, że tanie mieszkania są dwuosobowe. Chętnie przystałem na taki pokój.
Zapytałem gospodarza:
— Kto będzie moim towarzyszem?
— Człowiek, jak ty — odparł gburowatym głosem.
Smutek dławił mnie. Mój kraj ojczysty, dom rodzinny, matka, siostra zacierały się w mrocznej dali. Znikała przeszłość, uciekało wspomnienie... I co robiłem tutaj samotny, w obcem mieście? Na co czekałem? Jakiemi drogami chciałem trafić do siostry? Co czynić, gdy wydam wszystkie pieniądze?
Nie posiadałem żadnej metryki, żadnych dowodów osobistych — a to nie żarty! Mogli mnie byli zaaresztować. Kto zająłby się moim losem? Ktoby wydobył mnie z więzienia?
Na podwórku oberży dokoła fontanny, obramowanej kwieciem, siedziało mnóstwo ludzi. Rozmawiali z sobą, paląc fajkę i popijając wódkę. Wszyscy zdawali się być zadowoleni! Ci ludzie byli u siebie, wśród swoich przyjaciół, znali się, pomagali sobie nawzajem, mieli wspólne troski, radości i smutki. A ja, czemże ja byłem dla nich? Obcym, przybłędą, włóczęgą.
Kto wejdzie do pokoju, w którym kona ktoś obcy? Kto pochyli się nad nim i zapyta, co mu dolega? Kto przygarnie go do serca?
Odruchowo ręką dotknąłem pasa, gdzie mieściło się złoto, mój jedyny przyjaciel. Lecz złoto jest przy-