Strona:PL Istrati - Kyra Kyralina.djvu/123

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

oczami długo, długo czułem szum ich sukien i zapach nieznanych perfum przenikał mnie. Wkońcu zemdlałem...
Obudziłem się w mojem łóżku. Nie chciałem wierzyć oczom, zmysłom, ani wstrętnej rzeczywistości. Cztery dziewki z ostatniego rzędu lupanaru, stare, pomarszczone, ohydne, nagie, pieściły mnie i całowały, śliniąc mnie wszędzie. Broniłem się przed niemi, wzywałem ratunku, one goniły mnie po pokoju, częstując swojemi pieszczotami. Złapałem pogrzebacz, niszcząc wszystko, co mi wpadło pod rękę: lustra, wazony, figurki...
Przerażone, obrzydliwe kochanice, zaczęły uciekać i poszły poskarżyć się Mustafie-bejowi, że nie chciałem w tych jędzach, o sowich łbach poznać pięknych tancerek z przed godziny.

Po tej nocnej orgji zamknąłem się w swoim pokoju na przeciąg dwudziestu czterech godzin, nikogo nie przyjmując. Sam widok jedzenia przyprawiał mnie o mdłości i posiłek mój ofiarowałem Wilkowi, przed którym wyspowiadałem się z strasznego upadku!
Czułem się tak zgnębiony i taki czułem wstręt do beja, siebie i całego tego spodlenia, że zdecydowany byłem na pozbawienie się życia. Wezwałem mojego pana, ażeby mu oznajmić, że jeżeli nie puści mnie na swobodę, to się powieszę. Ale powiedziano mi, że bej wyjechał w podróż dziesięciodniową. Nieoczekiwana nowina była dla mnie radosną niespodzianką. Odetchnąłem z ulgą i postanowiłem uciec.
Był miesiąc marzec. Nazajutrz po wyjeździe