Strona:PL Istrati - Kyra Kyralina.djvu/121

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

rumuński język, ale — Wilk po wysłuchaniu moich serdecznych skarg, podszedł któregoś dnia do okna i podał mi swoją łapę. I muszę przyznać, że był to najszczerszy uścisk dłoni w mojem życiu.

Uszczęśliwiło mnie to — spłynęła na mnie cicha radość, która nawiedza serca nieśmiertelne, bez względu na ich koleje losu. Nikomu nie zdradziłem przyjaźni z Wilkiem, i żeby zdrada nie wyszła na jaw z jego strony, wytresowałem go, by nie szukał nic do jedzenia wtedy, gdy okna są zamknięte. Rozumiał mnie.
A kiedy podczas naszych rozmów tłomaczyłem mu: — Odejdź, przyjacielu!... Przyjdź jutro!... — Odbiegał natychmiast, z godnością, po przyjacielsku, bez cienia urazy.
Mustafę-beja i służbę jego przyjmowałem w godzinach określonych. Wziąwszy pod uwagę mój stan zdenerwowania, wizyty te trwały krótko. Obecność beja wyprowadzała fanie z równowagi, i jak tylko się zjawiał, posyłałem go do wszystkich djabłów. Jego pokoje sypialne przylegały do moich, dzieliła nas tylko palarnia. Dla większej pewności zamykałem drzwi na klucz.
Radość z powodu Wilka wpłynęła na zmianę humoru. Zrobiłem się bardziej ugodowy. Bej obsypywał mnie łaskami. Otrzymałem pozwolenie na codzienne spacery po parku — rzecz oczywista — w towarzystwie służącego. Inne łaski, których mi bej nie szczędził, wywarły ujemny i okropny wpływ na resztę mego życia.
Bej wprowadził do domu rzecz, której dotąd nie