Przejdź do zawartości

Strona:PL Ibsen - Brand.djvu/33

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

GERDA: Ma? O nie! Ja tam do góry!
BRAND: (wskazuje ku dołowi) Przecież kościół tam!
GERDA: (z szyderczym uśmiechem) Tam? Który?
BRAND: Owszem, chodź!
GERDA: Nie, ja się boję!
BRAND: Czego? Powiedz!
GERDA: On za mały!
BRAND: Co, za mały? Czy widziały
Większy kościół oczy twoje?
GERDA: Większy? Juści! Żegnam!...

(idzie w górę)

BRAND: Dziecię,
Droga wiedzie po tym grzbiecie
Ku tej dzikiej, strasznej grani!
GERDA: Zbudowany właśnie na niej
Z śniegu, lodu kościół mój!
BRAND: Z śniegu, lodu!... Dziewczę, stój!
Tak, pojmuję... Jużem zgadł!
Za dziecięcych przecież lat
Nieustannem słyszał wieści
O pieczarze, co się mieści
Pod tym szczytem, w lodów lesie,
Lodowiowy kościół zwie się...!
Jak przypomnieć sobie mogę.
Zmarzły staw ma za podłogę,
A śnieg, w zwały lodu zbity,
Tworzy dachy i sufity.
GERDA: Tak, pieczarą zwij go, panie,
Lodowiową, nie przestanie
Być kościołem
BRAND: Dziewczę lube,
Ty na pewną idziesz zgubę!
Wiatr zawieje, pękną ściany,
Dach się zwali, z śniegu tkany,
Jeden trzask — tak, jeden strzał...!