Ta strona została uwierzytelniona.
— 113 —
Mówiąc to, Bradock zdejmował kolejno książki umieszczone na wiszącej półce.
— Ratuj mnie Hope — zawołał nagle — oberwałem sznury od półki.
W istocie półka z książkami upadła z łoskotem na podłogę. Zbierając z pomocą Archibalda rozrzucone kartki i papiery profesor krzyknął nagle ze zdziwienia.
— Patrz, rękopism Don Pedra przetłumaczony — rzekł, przebiegając oczyma papier, który trzymał w ręku.
— Być nie może! — zawołał Archibald, rzucając przelotne wejrzenie na rękopism poblakły ze starości.
W tej chwili Random wszedł do pokoju.
— Bardzo mi przykro, że kazałem panom czekać na siebie — rzekł uprzejmie.
— Nędzniku! Więc to ty jesteś mordercą! — zawołał profesor.