Strona:PL Horacy Wybór poezji.djvu/77

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Do kogóż błaźnie zwracasz to bajanie?
— Właśnie do ciebie. — Do mnie? ty bałwanie!
A tak. Nie tyżto chwalisz ustrój błogi
Prostoty dawnej ? Ale niechby bogi
W te dobre czasy zwrócić się raczyły,
Za nic byś nie chciał. Więc, mój panie miły,
Albo tak mówisz: — „Wy tam drudzy wierzcie,
W co ja nie wierz“ — albo ci ochota
Do tego, czego nie wiesz sam, — lub wreszcie
Odwagi nie masz nogę cofnąć z błota.
Któż się naprzykład, jak ty, wiecznie szasta?
W Rzymieś jest? — gadasz: — co tchu na wieś jadę
Na wsi: — Ach! nie ma nad rozrywki Miasta! —
Jeśliś przypadkiem kiedy na biesiadę
Nie zaproszony: — Z jakąż ja rozkoszą
Obiadek skromny zjem w swej własnej chacie! —
Tak sobie mówisz — właśnie, jakby na cię
Dybano gwałtem. Gdy cię zaś zaproszą,
Byś Maecenasa bawił przy wieczerzy,
Cóż za zgiełk w domu! — Hej! Wy służba! trutnie
Pachnideł! Wieńców! — Klniesz i grzmocisz okrutnie.
A tu, tymczasem, niechże wnet nadbieży
Wesoły orszak twych przyjaciół, którzy
Przez ciebie znowu byli zaproszeni,
To idą z kwitkiem, wymyślając w sieni
W sposób, którego nikt ci nie powtórzy.
Powiadasz: — Davus, byle dym z komina
Już on półmiskom rad jest niesłychanie —
Davus — obżartuch, wałkuń, pijaczyna —
Niech i tak będzie. — Ale ty, mój panie,
Coś drugi taki — nawet gorszy pono —
Za cóż mię łajesz? Chyba ci się zdaje,
Że twą wymową zgłuszysz napuszoną,
Głos, który w tobie samym, obyczaje
Twe własne gani. Więc ci ja dowiodę:
Żeś mniej odemnie wart, com wart zaledwie