Strona:PL Horacy - Poezje.djvu/237

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.


       5 Nie po to, żeby z dumnej Kartaginy
Zostały gruz i ruiny,
Lub Bryton, dotąd jarzmem nie ugięty,[1]
Wlókł łańcuch po drodze Świętej;[2]
Lecz by Rzym ginął od synów swych broni,
       10 O co Part łzy nie uroni.
Lwi, wilcy zwierza rozszarpią w potrzebie,
Lecz wzajem nie tępią siebie.
Szał-li was, fatum pcha w przepaść, czy wina?
Powiedzcie, co za przyczyna?
       15 Milczą — na licach trwoga siadła biała,
Zamarła myśl osłupiała.
Tak, fatum jakieś ściga nas przekorne
I bratobójstwo potworne,
Odkąd niewinną krwią Rem zbroczy ziemię
       20

I klątwę ściągnie na plemię.


VIII[3]
WIEBZBA SPRÓCHNIAŁA

I ty śmiesz pytać, ty, wierzbo spróchniała,
Gdzie się ma męskość podziała!

  1. W. 7. Podbój Brytanji, zamierzony przez Cezara, lecz niedokonany, przekazał dyktator swoim następcom.
  2. W. 8. po drodze Świętej — tj. w triumfie, który przeciągał przez Via Sacra na Kapitol.
  3. VIII.— Szorstkie zerwanie z narzucającą się bogatą, ale podstarzałą matroną; jedna z nielicznych na szczęście ajschrologij, kiedy to rozpasany język łamie wszelkie pęta, jakie nakłada przyzwoitość i dobry obyczaj.