Strona:PL Homer - Odysseja (Siemieński).djvu/539

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Wyciągnęli koziarza pod belkę co w szczycie.
Eumej wiszącemu urągał sowicie:
»Przespijże całą nockę tu sobie mój zuchu!
Zasłużyłeś na takim wyciągnąć się puchu.
Pewnie złoto-promiennej Eos niezobaczysz
Kiedy z morza wypłynie — i gachów uraczysz
Jaką kózką na obiad — o! to ich posili.«

I tak go wiszącego w mękach zostawili.
Sami się uzbroiwszy drzwi zawarłszy za się,
Wrócili do mądrego Odyssa na czasie.

Bojem dyszących w progu czterech ich tam stało,
Gdy w izbie zbrojnych chłopów wiło się niemało.
Aż w tem się ukazała Pallada na jawie:
Wykapany to Mentor w głosie i postawie.
Odys poznał boginię i rad mówił do niéj:
»Mentorze! ulubieńca ratujże w złej toni,
Co równo-latek z tobą a zawsze przychylny.«

Że to była Atene — szeptał głos niemylny.
Lecz w izbie straszną wrzawą zaszumieli gachy,
Agelajos największe miotał na nią strachy:
»Mentorze! niedaj zwieść się Odyssa mowami
Abyś w jego obronie miał toczyć bój z nami;
Klniemy się — a przysiędze, jak tuszę, dostoim;
Ojca z synem zabiwszy, to samo na twoim,
Dokonamy kadłubie. Zacz się mieszasz butnie
W rzecz nie swoją? za karę, głowa ci się utnie.