Strona:PL Homer - Odysseja (Siemieński).djvu/506

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Najtęższego, co dary najhojniejsze składał,
I poślubi. Ty będziesz odtąd mieniem władał
Ojcowskiem, bez podziału; jadł i pił swobodnie;
Matka z domu ustąpi.

Na to odparł godnie
Rostropny młodzian: »Nigdy! Bogami się świadczę
I cierpieniami Ojca, który bądź tułacze
Dni tam pędzi, bądź znalazł śmierć w nieznanej stronie —
Że matce nieprzeszkodzę, owszem ją nakłonię,
Niechaj sama na męża kogo chce wybierze
I kto jej najhojniejsze dary niósł w ofierze —
Wzdy sam nigdy nieśmiałbym odezwać się do niej
By z domu ustąpiła — o niech mię Bóg broni! —«
Rzekł — i naraz coś gachom zrobiła Pallada
Że wszystkich, nieskończony dziki śmiech napada —
Oszaleli! — śmiech parskał z ich szczęk wykrzywionych;
Połykali kawały mięsiw krwią czerwonych,
Łzy im ciekły — a serca owładnęły strachy.

W tem boski Teoklimen rzekł wskazując gachy:
»O wy biedni! nieszczęścia zewsząd na was godzą:
W ćmie nocy głowy, twarze, stopy wasze brodzą —
Słychać głosy jęczące; z ócz płyną łez strugi —
Krwią ciepłą pobroczone ściany i framugi —
A co mar pcha się do drzwi, co ich tam w podsieniu
A wszystkie w Ereb lecą... a na nieb sklepieniu
Helios gaśnie — i straszne ogarniają mroki! —«

Wieszczek rzekł — oni z śmiechu rwali się za boki —