Strona:PL Homer - Odysseja (Siemieński).djvu/497

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Tak mówiła — wtem promień błysł złotej jutrzenki
I doszły usz Odyssa te płacze i jęki;
Zamyślił się, bo ciągle snuły się widziadła,
Że ona przy nim stoi i kto jest odgadła.
Jakoż chiton i skóry służące za łoże
Zwinął wraz i na stołku położył w komorze,
A na podwórze wyniósł li skórę wołową —
I wzniósłszy w górę ręce błagał moc Zewsową:
»Ojcze Zewsie, tyś skazał mię na trud i nędzę.
A dziś rodzinie wracasz po długiej włóczędze
Spraw, niech słowem wróżebnem ozwą się te ściany,
A z nieba znak widomy niech będzie mi dany!«

Tak błagał witeź — Zews go wysłuchał istotnie:
Z świetlanego Olimpu piorun naraz grzmotnie
Wypuszczony z obłoku. Odys rad był wielce
Z tego znaku — gdy z miejsca gdzie królewskie mielce
Stały blisko, mielcarka przesłała mu wróżbę.
Przy żarnach bab dwanaście pełniło tam służbę
Mieląc jęczmień, pszenicę dla męży na strawę.
Lecz wszystkie spać już poszły w pracy więcej żwawe —
Krom jednej, co najsłabsza mąkę mełła jeszcze.
Ta zatrzymawszy żarna rzekła słowo wieszcze:
»Ojcze Zewsie władnący ludźmi i Bogami!
Tęgo zagrzmiałeś z nieba, choć nigdzie nad nami
Niema chmury; zapewne znak dajesz dla kogo.
Wysłuchajże mą prośbę i pociesz niebogą:
Oby nigdy już więcej ten gaszy tłum niesiadł
Tu w zamku odyssowym do rozpustnych biesiad,