Przejdź do zawartości

Strona:PL Homer - Odysseja (Siemieński).djvu/443

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Blisko karku; lecz Odyss stał wryty jak skała;
Gwałtowna moc pocisku nic go niezachwiała,
Li głową kiwał; myśląc jak wrogów tych zmiecie.
Wrócił na próg i usiadł; a z torbą rupiecie
Rzucił przed się — i temi do gachów rzekł słowy:
»Słuchajcie dziewosłęby do ręki królowej,
A powiem wam co serce w usta mi nasuwa:
Niezasmuca to bardzo, ni duszy zatruwa,
Jeżeli kto w obronie mienia i zagrody
Krew przelał za swe bydło albo owcze trzody;
Lecz Antinoj mię pobił za ten brzuch zgłodniały,
O który tak się trapi ludzki ród nasz cały.
Lecz jeśli dla skrzywdzonych jest Bóg, są Erynny —
Strzały śmierci przed żeństwem ubić cię powinny!«

Na to rzucił Antinoj odpowiedź zelżywą:
»Jedz i siedź tam, lub z dworu wynoś się co żywo,
Nim mołojce wywloką za ręce za nogi
I zdarłszy z ciebie skórę wyrzucą za progi.«
Tak mówił — a ta mowa wszystkich innych gniewa
Wreszcie, któryś z tej gaszej rzeszy się odzywa:
»Źleś zrobił Antinoju ciskając w nędzarza;
Nużby to był niebianin, jak nieraz się zdarza,
Że Bóg przybrawszy postać wędrownego dziada
Grody, włości przebiega, i naocznie bada
Zbrodnie ludzkie i cnoty bogobojnej duszy?«
Tak mówili — lecz on to puścił mimo uszy.
Choć wzburzył Telemacha serce czyn szkaradny,
Potrząsał tylko głową, milcząc, a łzy żadnej
Nieuronił — lecz myślał o gachów zatracie.