Strona:PL Homer - Odysseja (Siemieński).djvu/417

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

A gdy się ze wszystkiego, co przyniósł pozwierzał,
Wracając do trzód swoich, z wrót zamku wybieżał.

Przeraziło to gachy; trwogi cień ponury
Padł na nich — przed zamkowe naraz wyszli mury,
Posiadali, i radzić zaczęli u bramy.
Eurymach syn Poliba, rzekł im: »Otóż mamy!
Telemach odbył podróż, dokonał rzecz śmiałą —
Niesądziliśmy nigdy, by się mu udało.
Dalej więc! łódź najchyższą wyprawić na morze
Z tęgiemi wioślarzami, niech pędzi co może
I tamtych uwiadomi, by wracali do dom.«

Tak rzekł; w tem Amfinomos twarz zwrócił ku wodom
Tam w zatoce i nawę ujrzał w pełnym biegu,
Z żaglem zwisłym, wiosłami pędzoną do brzegu —
Śmiechem parsknął, i mówił do drużyny swojej:
»Nietrzeba już posyłać; okręt w porcie stoi.
Bóg ich natchnął widocznie; lub też sami oni
Widząc żagiel, niemogli dopaść go w pogoni.«

Zerwali się gachowie i poszli gromadnie
Nad brzeg, gdzie łódz na suszę wyciągnąwszy snadnie,
Dali sługom wypróżnić ładowne jej boki —
Ztamtąd potem na rynek skierowali kroki
I zrobiwszy tam koło, innych niewpuścili
Ani starych, ni młodych, by z nimi radzili.

Antynoj syn Eupejta, tak rzekł zgromadzonym:
»Dziw mi jak on się wymknął sidłom zastawionym?