Strona:PL Homer - Odysseja (Siemieński).djvu/411

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Inne suknie i zmiana jakaś w tobie całym.
Zaprawdę, tyś jest Bogiem, mieszkasz w górnem niebie,
Zmiłuj się! wnet obiatą hojną uczczę ciebie,
Dam ci złotą ofiarkę. Zmiłuj się nad nami!«

Boski Odys takiemi odparł mu słowami:
»Jam nie Bóg i niemogę równać się z niebiany,
Jam twój ojciec, twojemi łzami opłakany,
Dla któregoś wycierpiał tyle, duchem mężnym
Opierając się łotrom na nasz dom sprzysiężnym.«

Rzekłszy to, pocałował syna; łza po licach
Mu pobiegła, choć długo więził ją w źrenicach.
Ale syn, choć go widział, uwierzyć niezdołał,
Że to ojciec, i trwożny, do niego zawołał:
»Tyś nie ojciec mój Odyss; to zły duch zapewne
Zwodzi mię, bym się martwił, łzy wylewał rzewne;
Gdyż człek nigdy rozumem dokazać nie może
Tego cudu; widocznie jest w tem ramię Boże,
Żeby w mgnieniu przemieniać starce na młodziany.
Przed chwilą był dziad z ciebie okryty w łachmany,
Teraz bożek, mieszkaniec niebieskiego gmachu.«

Odys mu odpowiedział: »O mój Telemachu!
Przerażać się i dziwić tobie czyż przystoi
Kiedy własny twój ojciec przed tobą tu stoi.
Innego się Odyssa niespodziewaj widzieć.
Jam jest ten, co się długo miał błąkać i biedzić
By po latach dwudziestu wrócił w kraj ojczysty.
Sprawa to Atenei, mojej oczywistej