Strona:PL Homer - Odysseja (Siemieński).djvu/370

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Powrozami; zaś oni na brzegi wysiedli
I wieczerzę na prędce uwarzoną jedli;
Lecz Bóg mi dał rozwiązać z łatwością te pęty —
Przytwierdziwszy do głowy ten łachman zwinięty,
Zsunąłem się po gładkim rudlu w samo morze,
I zaraz się piersiami na wodzie położę,
I wiosłuję rąk dwojgiem; gdym upłynął kawał,
I okręt już daleko za mną pozostawał,
Rzuciłem się do lądu zarosłego lasem
I przycupłem... a oni biegali tymczasem
Szukać mię zadyszani; lecz się wnet postrzegli
Że na darmo — bo nazad do nawy pobiegli
Aby odbić... Bogowie czuwali nademną,
Skryli mię i w tę ustroń zawiedli przyjemną
Gdzie mądry człowiek mieszka w wieśniaczym szałasie,
Widzę z tego, że życie moje na coś zda się.

Na to pastuch Eumej: »Gościu nieszczęśliwy!
Powieść twoja w mem sercu wzbudziła ból żywy;
Ileż cierpień w tułactwie swojem doświadczyłeś!
Przecież w jedno niewierzę, i w tem się zmyliłeś,
Coś mówił o Odyssie. Starcze coć się roi,
Że kłamiesz tak bezwstydnie? wiem ja jak rzecz stoi
Z powrotem mego króla: ściga go gniew Bogów
Dla tego i pod Troją niepadł z ręki wrogów,
Ani na ręku krewnych w powrocie z wyprawy,
Gdyżby mu Achiwowie wznieśli pomnik sławy,
A na syna by także zaszczyty ztąd spadły...
Lecz on zniknął bez sławy — Harpie go ukradły!
Ja tu siedzę z mą trzodą, w mieście gościem rzadkim