Przejdź do zawartości

Strona:PL Homer - Odysseja (Siemieński).djvu/368

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Który już niejednego obdarł aż do nici,
I namówił na podróż z sobą do Fenicyi,
Gdzie ów oszust miał własny dom i posiadłości.
Jakoż rok korzystałem z jego gościnności,
Lecz gdy się wypełniły dni, miesiące roku,
A rok drugi się zaczął w Hor krążącym toku,
Do Libii mię pociągnął ze sobą na nawie,
Chytrze zwąc pomocnikiem w towarów dostawie;
A właściwie, chciał za mnie wziąść tam okup suty,
Wsiadłem z nim, mimowoli podejrzeniem truty.
Szedł nasz okręt północnym wiatrem żartko gnany
Po nad Krętą; lecz zdrajca wnet będzie skarany
Gdyż ledwie z ócz nam zniknął wyspy smug zielony,
Nic niewidzim krom nieba i wód z żadnej strony,
Wtedy Zews ciemno-modrym nad nami obłokiem
Zwiesił się i noc była na morzu szerokiem —
A w tem piorun Zewsowy padł w nawę; wstrząśnięcie
Od góry aż do spodu czuć było w okręcie,
I woń siarki — aż wszystka z pomostu drużyna
Zmieciona, wpadła w morze, szamocąc się, wspina
I znowu się zanurza niby morskie wrony,
Bóg im niedał powrotu — żywot ich skończony.
Wtenczas Kronion, gdym biegał wystraszon i zbladły
Dał mi maszt zdruzgotanej nawy w morze spadły
Pochwycić, bym od pewnej ratował się zguby.
Wsiadłem nań, i tak prułem wzdętych fal przeguby
Przez dni dziewięć; dziesiątej nocy wyrzucony
Byłem na brzeg Tesprocki przez bałwan spiętrzony,
Gdzie Fejdon, król Tesprotów miał o mnie staranie
Zadarmo. Syn to jego znalazł mię był w stanie