Strona:PL Homer - Odysseja (Siemieński).djvu/358

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Na wyżynie, zkąd patrzy naokół widziana,
Wybudował ją pastuch pod niebytność pana,
Bez wiedzy Laertesa, bez pani rozkazu,
Wzniósł mury, ogrom głazu stosując do głazu;
Otarnił, a wańczosy wokoło dębowemi
Obwiódł, jeden przy drugim wbijając do ziemi.
W środku obejścia chlewów dwanaście zbudował
Obok siebie, w nich na noc trzodę pilnie chował:
Pięćdziesiąt ryjów w każdej zamykał oborze,
Zwykle same maciory; wieprze śpią na dworze.
Lecz ich szczupło, gdyż liczbę zmniejszały codziennie
Szumne gachów biesiady, na które niezmiennie
Musiał dostarczać wieprzy z najgrubszą słoniną —
Więc sztuk trzysta sześćdziesiąt w zapasie miał ino.
Przy nich zaś na podwórzu odprawiały wartę
Ręką jego karmione cztery psy zażarte.

Właśnie krajał on sobie z byczej, tęgiej skóry
Chodaki, a pastuchów tu i owdzie w góry
Powyprawiał; trzech poszło paść nierogaciznę,
Czwarty pognał do miasta jakby za pańszczyznę
Wypasionego wieprza dla zamkowej rzeszy,
Przysmak ten serca gachów nielada ucieszy.

Wnet Odyssejsa czujne sobaki postrzegły
I szczekając opadły; lecz on, człek przebiegły
Odrazu siadł na ziemi, kij na bok odłożył...
Jeszczeżby tej obelgi na śmieciach swych dożył!
Kiedy widział to pastuch, poskoczył za wrota
Tak żywo, że mu z ręku wypadła robota,