Strona:PL Homer - Odysseja (Siemieński).djvu/304

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Czy ci się oni boscy męże pokazali
Coś z nimi szedł pod Ilion, co tam głowy dali?
Teraz noc długa, bardzo długa — a do spania
Jeszcze nie czas; więc ciągnij swe opowiadania
I do boskiej Jutrzenki; mnie to nie unuży,
Choćbyś przygód swych powieść przewlókł jak najdłużej.

Na to odrzekł mu Odyss: »O królu Alkinie!
Bohaterze, którego sława wszędy słynie!
Jest czas i na gawędę, jest czas i na spanie;
Lecz gdy chcesz, abym dalej mówił — niech się stanie
Tobie gwoli; opowiem ową dolę smutną
Mych przyjaciół co śmiercią zginęli okrutną;
Bo choć uszli pod Troją krwawego pogromu,
Śmierć znaleźli z rąk niewiast z powrotem do domu.

Owóż, gdy na skinienie groźnej Persefony
On tłum cieniów niewieścich zniknął rozpierzchniony,
Widziałem jak Atrydy duch przyszedł posępny,
A z nim pomknął i orszak duchów nieodstępny
Tych wszystkich, co w Egista zamku, dali głowy...
Ledwo krwi się tej napił cień Agamemnowy
Wraz mię poznał, w głos łzami zaszlochał rzewnemi,
Ręce ku mnie wyciągnął, chcąc przygarnąć niemi,
Lecz darmo! już z nich siła życia uleciała,
Dająca niegdyś gibkość członkom jego ciała.
Na ten widok serdecznie łzy mi się polały,
I usta moje temi słowy go witały: