Strona:PL Homer - Odysseja (Siemieński).djvu/281

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

W kraj rodzinny, gdzie każdy rodził się i chował.
Chórem krzyczą, jam ledwo ich słowa zmiarkował:

»O nasz boski! twój powrót tyle nas weseli
Jakbyśmy juz na naszej Itace stanęli.
Lecz mów! jaki los spotkał naszych towarzyszy!!«

Tak wołali — jam odparł, gdy się zgiełk uciszy:
»Wpierw łódź naszą wyciągnąć na to wysypisko
Potem w doły pochować, co w łodzi jest, wszystko.
A kiedy to się zrobi, zbierać się bez zwłoki
Iść za mną, gdyż pójdziemy na dworzec wysoki
Bogini; towarzyszy waszych tam ujrzycie
Jedzących i pijących; wesołe im życie.«

Rzekłem — i na mój rozkaz każdy iść gotowy,
Li Euryloch takiemi odwodził ich słowy:
— Gdzie to iść mamy? jakaż pokusa was pędzi
W zamek Kirki na zgubę? Ona nieoszczędzi
Żadnego; wszystkich zmieni w lwy, wilki i wieprze,
Przemienionych wraz zmusi służyć jej w najlepsze,
Obchodzić w koło zamek, wartować pod bramą.
A czyż tam u Kiklopa w jamie nie to samo
Spotkało tych, co oślep z Odyssem tam leźli,
Przez jego to szaleństwo, biedni śmierć znaleźli!

Skończył — a jam się w duchu łamał z przedsięwzięciem:
Mamli z pochew obnażyć miecz ostry i cięciem
Łeb mu strącić z tułowu — o niechajże spadnie
Choć to bliska krew moja!... Lecz tu mię opadnie