Strona:PL Homer - Odysseja (Siemieński).djvu/169

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

A siekiera równała pod sznur one dyle;
Aż Kalipso mu świdry przyniosła za chwilę:
Wiercił dziury, toż belki ze sobą szykował,
I tak tratwę wziął w kluby i goźdzmi ją skował.
Jak wielki spód korabiu, co go cieśla biegły
W duży obwód założy; tak równie rozległy
Był i statek Odyssa przezeń budowany.
Dał też pomost, o boczne oparłszy go ściany;
Nakrył burtą, ochroną, od fal dostateczną.
W środku wzniósł maszt i reją opatrzył poprzeczną;
A dla kierunku rudel zrobił na ostatku.
Wićmi zaś z wikla boki obwarował statku,
Od wełn napaści. Na dno narzucał do łodzi
Różnych ciężarów. Już też bogińka nadchodzi,
Niosąc płótna; z nich żagle uszył ręką zwinną;
Jedną liną maszt związał, do żagla dał inną —
I drągami łódź zepchnął w święte wody słone.

Gdy w dniu czwartym te prace były pokończone,
Więc go w piątym bogińka wysyła już w drogę;
Wykąpawszy go, w szatki odziewa chędogie,
Łagiew wina ciemnego, drugą wody świżej,
Lecz większą szle na statek; toż wór pełen spyży
Zapaśnej, na tę podróż, i inne przysmaki;
W końcu zsyła mu wietrzyk powiewem jednaki.

Rad z wiatru, heroj żagiel rozpiął, i był wzdęty;
Siadł u steru, i biegle przez ciemne odmęty
Łódź kierował. Nieprzyszła nigdy nań drzemota;
Wzrok topił wciąż w Plejady, lub w śpiocha Boota,