Strona:PL Homer - Odysseja (Siemieński).djvu/152

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Szatki; idzie do komnat, grono niewiast przy niej —
Święty jęczmień ma w króbce — modli się bogini:

»Córo egidowładcy, usłysz mię, niezłomna!
Niegdyś, w tym samym zamku mąż mój — czyś niepomna
Jak żertwował ci tłuste woły i barany!
Pomnij to, i niedopuść, by ginął kochany
Syn mój; natomiast zetrzyj gachy darmojady!«

Mówiąc szlochała; płacz jej doszedł do Pallady.

Tymczasem gachy w izbie wszczęli zgiełk okrutny;
A któryś z tej gawiedzi krzyknął, młokos butny:
»Snać się już do wesela sposobi królowa,
A niewie, że na gardło synaczka jej zmowa.«

Tak gwarzyli, niewiedząc co tam bóg przeznaczy.
Wtem Antinoj przemówił do rzeszy junaczej:
»Powstrzymajcie języki wasze, o szaleni!
Niewiecież, że tu w domu możem być zdradzeni?
Milczkiem ztąd się wynosić, i brać się do dzieła,
Na które jednogłośna zgoda już stanęła.«

Rzekł — i dwudziestu chłopów najtęższych wybierze,
Z nimi szedł do okrętu na morskie wybrzeże,
A tam zepchnąwszy okręt, gdzie głębsze odmiały,
Wbili maszt, pociągnęli w górę żagiel biały;
W pochwy skórzane wioseł nawlekli rząd długi;
Różnych oręży zwinne naniosły im sługi.