Strona:PL Herbert George Wells - Wyspa Aepiornisa.pdf/8

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wypisywane w olbrzymich liczbach z ornamentami, i pokrywałem niemi całą wyspę od końca do końca.
— O co tam właśnie chodziło? — zagadnąłem. — Nie przypominam sobie wszystkiego dokładnie z tej całej sprawy.
— No, ale o wyspie Aepiornisów słyszał pan przecie.
— Coś niecoś. Przed miesiącem opowiadał mi Andrews o jakimś nowym gatunku ptaków, który właśnie poszukiwał. Opowiadał mi o tem krótko przed moim wyjazdem. Znaleziono, jak się zdaje, kość piszczelową długości łokcia. Ptak musiał być istnym olbrzymem.
— Wyobrażam sobie — odparł człowiek z bliznami. — To nie „musiał być”, ale był olbrzym śród ptaków. Ptak Rok Syndbada był tylko skromną legendą w porównaniu z tym olbrzymim ptakiem. Kiedyż znaleziono owe kości?
— Zdaje się, że przed trzema, czy czterema laty. Dlaczego pan pyta?
— Dlatego, że to ja je znalazłem. Tak, tak, będzie temu ze dwadzieścia lat. Gdyby Dawsonowie nie byli się zachowali wówczas tak głupio z powodu należnej mi gaży, to mogli zarobić bardzo ładne pieniądze. Nie było to moją winą, że przeklęta łódź urwała się wtedy...
Zamilkł na chwilę —. Zdaje mi się, że to będzie to samo miejsce. Taki jakiś moczar czy bagnisko, mniej więcej jakieś dziewięćdziesiąt mil od Antananariwo. Czy zna pan przypadkiem to miejsce? Dopływa się tam wdłuż wybrzeża łodzią. Nie przypomina pan sobie?
— Nie przypominam sobie. Ale zdaje mi się, że Andrews mówił kiedyś coś o jakiem bagnie.
— To niezawodnie to samo. Na wschodniem wybrzeżu. A w wodzie jest tam coś takiego, co zabezpiecza rzeczy przed gniciem. Pachnie to „coś” niby kreozot. Przypominało mi to Trinidad. Czy znalazł pan także jajka? Niektóre z tych, jakie ja znalazłem, miały po półtorej stopy długości. Trzeba panu wiedzieć, że moczar ten zatacza krąg i odgradza właśnie to miejsce. Przeważnie słone wody. Ach tak, byłoż to życie... Rzeczy te znalazłem całkiem przypadkowo. Poszukiwaliśmy jaj — ja i dwóch krajowców, włócząc się po tych tam wertepach i wtedy natknęliśmy się na owe kości. Mieliśmy z sobą namiot i żywności na cztery dni. Na jednem z miejsc suchych rozbiliśmy namiot dla odpoczynku. Jeszcze dzisiaj gdy o tem wspominam, czuję w nosie ów ostry zapach terpentynowy, jaki nas wtedy otaczał. To zgoła inny rodzaj roboty. Przeszukuje się grząskie błoto żelaznemi tykami. I zazwyczaj, trzeba panu wiedzieć, rozbija się przy tem poszukiwane jajka. Chciałbym wiedzieć jak dawno temu, kiedy to żyły owe Alpiornisy. Misjonarze zapewniają, że śród krajowców istnieją jeszcze legendy