Strona:PL Herbert George Wells - Wojna światów Tom II.djvu/73

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

machiny Marsyjczyków. Nie czułem się na siłach zaczołgać się do otworu, inaczej bowiem byłbym wyjrzał z pewnością.
Dwunastego dnia gardło mię tak paliło, że, nie zważając już na niebezpieczeństwo zwrócenia na siebie uwagi, wziąłem się do skrzypiącej pompy umieszczonej nad zlewem i spuściłem parę szklanek zepsutej deszczowej wody. Woda ta pokrzepiła mię znacznie, a fakt, że żadne ciekawe macki nie zajrzały do mnie, pomimo skrzypiącej pompy, dodał mi odwagi.
Przez cały ten czas myślałem dużo o pastorze i jego śmierci, lecz w sposób oderwowany i niejasny.
Trzynastego dnia napiłem się jeszcze trochę wody, zdrzemnąłem się, myśląc o jedzeniu i o jakim takim sposobie ucieczki. Gdy zasypiałem, dręczyły mię zawsze okropne widziadła, śniłem o śmierci pastora lub wystawnych obiadach; lecz, czy na jawie czy we śnie, doznawałem wciąż uczucia bólu, który skłaniał mię do ciągłego picia. Światło, które się przeciskało do mej kryjówki, było czerwonego koloru, w mojej rozprzężonej wyobraźni miało ono kolor krwi.
Czternastego dnia przeszedłem do kuchni i ze zdziwieniem spostrzegłem, że gałązki Czerwonego Ziela przerosły przez otwór w ścianie, zamieniając