huk taki, jakiego już nigdy potem ani przedtem nie słyszałem. Natychmiastowo w ślad za tem, tak, iż wydało mi się to prawie jednocześnie, coś za mną stuknęło, szkło zabrzęczało, spadające gruzy załoskotały i tynk z sufitu opadł na nas, roztrzaskując się w drobne kawałki na naszych głowach. Ja upadłem na podłogę, uderzyłem głową o klamkę od pieca i straciłem przytomność. Pastor mówił mi później, iż byłem ogłuszony przez czas jakiś, a kiedy przyszedłem do siebie, byliśmy znów w ciemności, on zaś z twarzą wilgotną od krwi ciekącej mu z przeciętego czoła, cucił mnie wodą.
Przez pewien czas nie pamiętałem co się stało. Potem powoli przyszedłem do siebie czułem guza na głowie.
— Czy panu lepiej? — spytał pastor szeptem.
Odpowiedziałem mu i usiadłem.
— Nie ruszaj się pan, podłoga zasłana jest potłuczonemi skorupami z kredensu, nie możnaby się ruszyć bez hałasu, a zdaje mi się, że oni są nazewnątrz.
Obaj więc siedzieliśmy tak cicho, iż słyszeliśmy swój własny oddech. Wszystko wokoło było cicho, raz tylko trochę tynku, czy muru, obsunęło się dość głośnym szmerem. Nazewnątrz i to bardzo blizko, słychać było przerywane grzechotanie metalu.
— Słyszysz pan? spytał pastor — gdy grzechotanie powtórzyło się znowu.
Strona:PL Herbert George Wells - Wojna światów Tom II.djvu/35
Wygląd
Ta strona została skorygowana.