Strona:PL Herbert George Wells - Wojna światów Tom II.djvu/18

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

ukazały się maszty i górne części trzech pancerników, spowite w chmury dymu. Uwagę brata wszakże szybko odwróciło dalekie strzelanie w stronie południowej i zdawało mu się, że widzi kolumnę dymu, unoszącą się nad daleką szarą mgłą.
Mały parowiec posunął się już znacznie ku wschodniemu ramieniu półksiężyca okrętów, a nizkie wybrzeże Essex stawało się coraz niewyraźniejszem, kiedy ukazał się jeden z Marsyjczyków. Z początku mały i niedostrzegalny posuwał się coraz wyraźniej od strony Foulness. Na ten widok kapitan zaczął kląć na całe gardło, zły na siebie za swą opieszałość, a koła parowca zdały się przejęte jego strachem. Wszystko co żyło na statku stało przy bulwarku lub na krzesłach i wytężało wzrok ku tej dziwnej postaci, wyższej niż drzewa i wieże i posuwającej się niby leniwa parodya chodu ludzkiego.
Był to pierwszy mieszkaniec Marsa, którego brat mój widział. Stał więc raczej zdumiony niż wystraszony, przypatrując się temu Tytanowi, który śmiało szedł w wodę pomiędzy okręty. Potem dalej za Crouch ujrzano drugiego, potem trzeciego. Wszyscy kierowali się ku morzu, jak gdyby mieli zamiar przeciąć ucieczkę wielu okrętom zebranym pomiędzy Foulness a Naze. Pomimo gorączkowego działania swych machin i kipiącej piany, którą koła jego rozrzucały na wsze strony, mały parowiec nasz nadzwy-