Strona:PL Herbert George Wells - Wojna światów Tom II.djvu/124

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

się, a saperzy pracowali nad usunięciem okopów. Wszystkie ogrody warzywne zarosłe były Czerwonem Zielem, od którego żywych barw oczy bolały; to też wzrok chciwie odwracał się od nich, by spocząć na modrym odcieniu wzgórz północnych.
Ponieważ drogę, po londyńskiej stronie Woking, jeszcze naprawiano, przeto na stacyi Byfleet wysiadłem i szedłem pieszo do Maybury, obok miejsca, gdzie ja i artylerzysta rozmawialiśmy z huzarami i gdzie podczas burzy ujrzałem Marsyjczyka. Tutaj też napotkałem szczątki przewróconego amerykana i resztki konia, z którego sterczały już tylko białe kości. Przez chwilę przypatrywałem się temu bezmyślnie....
Potem zawróciłem przez lasek, brnąc miejscami po szyję w Czerwonem Zielsku, przekonałem się, że oberżysta z pod Białego konia był już pochowany i doszedłem do domu drogą około Szkoły wojskowej. Jakiś człowiek stojący w drzwiach chaty pozdrowił mię mojem nazwiskiem. Spojrzałem na dom mój z błyskiem nadziei, która niebawem przygasła. Drzwi wyłamane były otwarte i kołatały się pod wpływem wiatru.
Trzasnęły znowu. Firanki w otwartem oknie gabinetu, z którego ja i artylerzysta wyglądaliśmy ongi, powiewały z szelestem. Nikt od tej pory nie zamknął tego okna. Wszedłem do sieni, zewsząd wiało