Strona:PL Herbert George Wells - Wojna światów Tom I.djvu/79

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

że z największym trudem szedłem pod górę. Wreszcie dotarłszy do parkanu po lewej stronie, szedłem wzdłuż niego czas jakiś. U szczytu potknąłem się o coś miękkiego, a przy świetle błyskawicy ujrzałem u nóg mych jakąś masę sukna i parę butów. Zanim mogłem rozpoznać jak ten człowiek leży, błyskawica zgasła. Stałem czekając na drugą, skoro nadeszła, ujrzałem silnie zbudowanego człowieka, schludnie ubranego, którego głowa podwinięta była pod kadłub u samego parkanu zupełnie tak, jakby go coś gwałtownie o ten parkan rzuciło.
Przezwyciężając wstręt dość naturalny u mnie, który się przedtem nigdy trupa nie dotknąłem, schyliłem się by dotknąć jego serca. Nie żył. Widocznie skręcił kark, padając na parkan. Trzecia błyskawica oświeciła mu twarz i poznałem oberżystę, który mi konia pożyczył. Przeszedłem ostrożnie obok niego, potem koło koszar i cyrkułu, ku swojemu domowi. Na wzgórzu już się nic nie paliło, choć na błoniach wciąż jeszcze kłębiły się czerwone płomienie i dym, walcząc o lepsze z gradem. O ile mogłem dojrzeć, domy około mnie były nietknięte. Przy koszarach ciemna jakaś masa leżała na drodze.
Dalej ku mostowi słychać było głosy i stąpania, lecz nie miałem odwagi ani wołać ani iść ku nim. Otworzyłem drzwi mego domu kluczem od zatrzasku, wszedłem zamykając i zaryglowując je za sobą, poszedłem do schodów i siadłem na pierw-