Strona:PL Herbert George Wells - Wojna światów Tom I.djvu/57

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Szczególne podniecenie dnia tego sprawiło, iż umysł mój nadzwyczaj dobrze zapamiętał najdrobniejsze szczegóły. Dziś jeszcze doskonale przypominam sobie nasz stół jadalny, słodką a zaniepokojoną twarz mojej drogiej żony, patrzącą na mnie z pod różowego abażuru, biały obrus ze srebrnem i kryształowem nakryciem (bo w owych czasach nawet filozofowie posługiwali się pewnym komfortem) — czerwone wino w kieliszku — wszystko to jest niby odfotografowane w mej pamięci.
Przeplatając deser papierosem, siedziałem tak w końcu stołu, żałując nieoględności Ogilvyego i przedstawiając krótkowidzące tchórzostwo mieszkańców Marsa.
Tak też zapewne mówił do swej samicy zacny dodo na wyspach Ś­‑go Maurycego, kiedy, wygodnie rozparty na gnieździe ujrzał poraz pierwszy zawijający do brzegu okręt pełen zgłodniałych i nielitościwych marynarzy. „Jutro zadziobiemy ich na śmierć, moja kochana.“
Nie wiedziałem tego wówczas, lecz to był ostatni cywilizowany obiad, jaki spożyłem w ciągu wielu, wielu strasznych dni.