Strona:PL Herbert George Wells - Podróż w czasie.djvu/89

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

dać na macierzyste swe ciała niebieskie. Gdy się zdarzy taka katastrofa, słońce zacznie świecić ze wznowioną energią; być może, że któraś z planet wewnętrznych uległa już temu losowi przed mojem zawitaniem do świata Przyszłości. Ale z jakiejkolwiek bądź przyczyny, dość, że słońce było daleko gorętsze, niż obecnie.
I tak, podczas gorącego poranku, piątego dnia, jak sądzę, gdy szukałem osłony przed żarem i upałem w ogromnych ruinach około wielkiego domu, w którym jadałem i sypiałem, spotkałem dziwną istotę. Gdym się wdrapywał na urwisko murów, spostrzegłem wązki loch, którego głąb i okna boczne były zasypane spadającym gruzem. Z początku wydawało się tam nieprzenikliwie ciemno wskutek przeciwieństwa z jasno oświetlonym widokiem zewnętrznym. Wszedłem ostrożnie, krok za krokiem, bo wskutek przejścia ze światła do ciemności przed oczyma migały mi barwne plamy. Nagle stanąłem jak wryty. Para oczu błyszczących od odbłysku światła zewnętrznego goniła mnie w ciemnościach.
Owładnęła mną stara, instynktowna trwoga, jaką nas przejmuje zwierz dziki. Zacisnąłem pięści i patrzałem prosto w iskrzące się ślepia. Bałem się obrócić. Następnie przyszła mi do głowy myśl o owem zupełnem bezpieczeństwie, w jakiem zdawała się żyć ludzkość. Przypomniałem sobie wówczas dziwną obawę ciemności, jakiej