Strona:PL Herbert George Wells - Podróż w czasie.djvu/144

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

pięknem świata oświecanego przez słońce. Ludzie pędzili dnie miłe bardzo, jak miłemi są dnie bydła w polu; jak bydlęta nie mieli nieprzyjaciół i nie dbali o żadne potrzeby: lecz czekał ich też taki sam koniec, jak i bydlęta.
Gnębiła mnie myśl: jak krótkim był sen ludzkiego rozumu. A ten rozum dopuścił się na sobie samobójstwa! Dopóty ustawicznie dążył do wykwintu i wygody, biorąc za hasło społeczeństwo zrównoważone z zapewnionem bezpieczeństwem i trwałością, aż się nadzieje jego ziściły, ale tylko na to, aby w końcu ludzie mogli dojść do tego stanu! Musiał być moment, kiedy życie i własność osiągnęły bezpieczeństwa absolutne. Bogacz był spokojny o swe bogactwa i wygody, pracownik — o życie i zatrudnienie. Bezwątpienia, w tym świecie doskonałym nie było już sił niezużytych, nie było kwestyi społecznych nierozwiązanych. I oto nastąpił wielki spokój w ludzkości.
Jest to prawem przyrody, na które nie zwracamy uwagi, że sprężystość umysłu stanowi równoważnik niestałości niebezpieczeństwa i niepokoju. Zwierzę doskonale przystosowane do otoczenia jest też i doskonałym mechanizmem. Przyroda ucieka się do inteligencyi dopiero wtedy, kiedy nawyk i instynkt już nie wystarczają. Niema inteligencyi, gdy niema zmiany i potrzeby zmiany. Inteligencya bywa udziałem tylko ta-