Strona:PL Herbert George Wells - Podróż w czasie.djvu/135

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Przez pewien czas nie słyszałem nic, prócz chrzęstu gałęzi pod nogami, słabego szmeru wiatru nad głową, własnego swego oddechu i tętna arteryi w uszach. Później usłyszałem około siebie dreptanie. Rozzłoszczony, posuwałem się naprzód. Dreptanie stawało się coraz wyraźniejszem. Rozróżniałem już teraz te same dziwne dźwięki i głosy, którem słyszał już tam, w świecie podziemnym: widocznie, Morloki usiłują mnie osaczyć. Istotnie, naraz uczułem pociągnięcie za surdut, a później za rękę. Uina gwałtownie zadrżała; po chwili ucichła zupełnie.
Był czas zapalić zapałkę; lecz dla wykonania tego musiałem ciężar mój złożyć na ziemi: złożyłem, a gdym szukał w kieszeni, u kolan moich w ciemności zawiązała się walka przy zupełnem milczeniu Uiny i osobliwszem jakby gruchaniu Morloków. Miękkie, drobne ręce pełzały po moim tułowiu i grzbiecie i dotykały nawet szyi. Zapałka błysła z trzaskiem. Trzymałem ją w ręku: ujrzałem białe grzbiety Morloków uciekających pomiędzy drzewami. Czemprędzej porwałem z kieszeni kawał kamfory, gotów go zapalić natychmiast, gdy już zapałka dopalać się będzie.
Spojrzałem na Uinę: leżała, uczepiwszy się nóg moich, bez ruchu, z twarzą zwróconą ku ziemi. W nagłym przestrachu pochyliłem się ku niej. Zdawało się, iż zaledwie oddycha. Zapaliłem kawał kamfory i cisnąłem go na ziemię, a gdy pękał i palił się już i odpędzał i Morloków