Strona:PL Herbert George Wells - Pierwsi ludzie na księżycu.pdf/95

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Bzik — rzekt Cavor, widząc co robię.
— Dlaczego?
— Otrujesz się.
Przez chwilę pełzliśmy milcząc.
— A jednak spróbuję — rzekłem, napychając usta grzybami.
Cavor chciał mi przeszkodzić, ale nietylko nie zdążył, lecz z wyrazu jego twarzy widać było, że mi zazdrości, i sam gotów mnie naśladować.
— Bardzo smaczne — rzekłem.
Zrazu Cavor wahał się, lecz nagle stanowczo poszedł za moim przykładem. Kilka chwil jedliśmy łakomie. Smak grzybów podobny był do smaku naszych muchomorów, lecz o wiele delikatniejszy i słodszy.
Z początku doznawaliśmy tylko fizycznego nasycenia, lecz wnet krew nasza zaczęła krążyć szybciej, po całem ciele rozeszło się przyjemne ciepło, ręce i nogi odmówiły posłuszeństwa a w głowie zaczęły krążyć chaotyczne myśli.
— Djabelnie smaczne! — rzekłem. — Jak pięknem schronieniem jest księżyc dla nadmiaru naszej ludności, dla naszych nieszczęsnych proletariuszów. — Dusza mi się roztkliwiła na widok obfitego i doskonałego pokarmu na księżycu. Od stanu duchowego, ucisku wywołanego głodem, wprost przeszedłem do bujnej radości. Zapomniałem o lęku i brakach przecierpianych przed chwilą, a Księżyc wydał mi się nie samoistną planetą, z której najszczerzej pragnęliśmy umknąć, lecz zapasową częścią Ziemi, przygotowaną na przyjęcie nadmiaru jej ludności. O selenitach, krowach księżycowych, szybie i zagadkowych dźwiękach, zupełnie zapomniałem. To samo zapewne stało się z Cayorem, gdyż zaczął dobrotli-