Strona:PL Herbert George Wells - Pierwsi ludzie na księżycu.pdf/76

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

do mnie: dźwięki jednak nie dochodziły. Wszystko to tak było dziwne, że zrobiło na mnie wrażenie raczej zręcznego kuglarstwa.
Wślad za nim wyszedłem z aparatu i stanąłem na śniegu. Nic mogłem otrząsnąć się jeszcze ze zdziwienia. Przede mną błyszczała maleńka kałuża, powstała z tającego śniegu. Chcąc przejść ją, zrobiłem skok i uniosłem się w powietrze prosto w kierunku skały, na której stał Cavor. Uderzywszy się o nią, upadłem. Bardzo skonfundowany nic mogłem się przecież od śmiechu powstrzymać.
Cavor schylił się nade mną z upomnieniem, bym był ostrożnym.
— Pamiętaj, żeśmy wylecieli z pod skrzydeł opiekuńczej matki Ziemi — mówił.
Rzeczywiście zapomniałem o tem, że masa Księżyca ośm razy mniejsza od masy Ziemi, a przekrój jego stanowi tylko czwartą część ziemskiego przekroju i dlatego ciężar mój musiał się sześć razy zmniejszyć, lecz siła muskułów została ta sama. Gorzkie doświadczenie kazało mi o tem pamiętać.
Ostrożnie wdrapawszy się na skałę, dźwigając się jak nieuleczalny paralityk, znalazłem się wreszcie obok Cavora. Aparat leżał w śniegu w odległości jakichś trzydziestu stóp od nas.
Gdzie tylko wzrok sięgał, powierzchnię dna krateru porastała trawa. Miejscami nad nią wznosiły się wielkie rośliny w rodzaju kaktusów, a krwawo purpurowe mchy wyrastały po skałach tak szybko, że wydawało się, że pełzają.
Ściany krateru zupełnie nagie, porosłe były tylko u podnóży. Zręby i tarasy ich niczem nie zwracały uwagi. Zbadawszy dokładniej, doszliśmy do przeonania, że znajdujemy się nie u stóp wschodniej