Strona:PL Herbert George Wells - Pierwsi ludzie na księżycu.pdf/63

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
VII.
Wschód słońca na Księżycu.

Na pierwszy rzut oka krajobraz księżycowy wydal się bardzo dziki i smutny. Znajdowaliśmy się na dnie krateru, jakby na arenie olbrzymiego, okrągłego amfiteatru. Wokoło nas, ze wszech stron piętrzyły się prostopadłe skaliste jego ściany. Zachodnią oświecały promienie niewidocznego dla nas jeszcze słońca. Widać było jej wielkie, szare złomy; w szczelinach i zagłębieniach czaił się śnieg. Skały te, w najlepszym razie oddalone były od nas o jakie mil dwanaście, jednak brak czy wielka rzadkość atmosfery dozwalała nam dobrze obserwować najdrobniejsze szczegóły. Cały obraz ostro rysował się na zupełnie czarnem tle nieba, wydającego się nam raczej zasłoną z czarnej tkaniny, posianej złotemi gwiazdkami. Wschodnia ściana różniła się od tamtej tylko brakiem gwiazd. Najmniejszy błysk zorzy nie zapowiadał wzejścia dnia. Jeden jedyny zodiakalny promień, kulisto rozstrzelony na wschodniej stronie nieba, wskazywał, że słońce wzniosło się już ponad horyzont.
Dno krateru, oświecone odblaskiem wschodniej ściany, wydawało się ogromną, falistą, ciemno-szarą równiną, pokrytą kulistemi wzgórzami i pagór-