Przejdź do zawartości

Strona:PL Herbert George Wells - Nowele.djvu/143

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

o śmierć, lecz o męczarnie... W dali, po przez dym, słyszał wołanie i skargi. To kobiety jakieś krzyczały. Zaczął więc iść w górę po skałach, gdzie rosły krzaki o suchych gałęziach, które jak ciernie wysuwały się z pomiędzy liści; tam ukrył się w rodzaju pieczary. Znalazł tu swego towarzysza, pasterza, który także uniknął rzezi.
Uważając chłód, głód i pragnienie za drobną rzecz wobec okrucieństwa Kurdów, obydwaj wdzierali się na wysoczyzny, śród lodów a śniegów. Błądzili trzy dni. Na trzeci dzień mieli widzenie. Przypuszczam, że ludzie wygłodniali często miewają widzenia, ale wskutek tego zyskaliśmy ten owoc.
Podniósł trzymane w ręku jabłko w srebrnym papierze.
— Słyszałem tę opowieść z ust innych górali, którzy znali tę legendę. Było to wieczorem, w godzinie, gdy liczba gwiazd się powiększa. Schodzili po pochyłości gładkich skał, prowadzących do ogromnej posępnej doliny, w której rosły dziwnie pogięte drzewa, a z drzew zwisały małe kule błyszczące