i przysiądz mu miłość do zgonu. Tymczasem on zaciskał zęby i milczał.
Ewka myślała z początku, że obecność ojca i brata wstrzymuje Azyę od wyznania. Później jednak ogarnął i ją niepokój, bo jeśli ze strony ojca i brata trafiłyby się niezawodnie przeszkody, zwłaszcza dopóki Azya indygenatu nie posiadał, to przecie mógł chociaż przed nią samą serce otworzyć i powinien był otworzyć tem śpieszniej, tem szczerzej, im więcej przeszkód jeżyło się na ich drodze.
A on milczał.
Wątpliwości wkradły się wreszcie w duszę dziewczyny i poczęła skarżyć się na swoją niedolę przed Basią, ta zaś uspokajała ją, mówiąc:
— Nie neguję ci, że to jest człowiek dziwny i okrutnie skryty, ale jestem pewna, że cię miłuje, bo najprzód mnie to wielekroć razy powtórzył, a powtóre, inaczej na cię patrzy, niż na innych.
A na to Ewka, potrząsając smutnie głową:
— Inaczej, to pewno, ale nie wiem, czy to jest kochanie, czy też nienawiść w tem patrzeniu.
— Miła Ewko, oto nie pleć, za cóżby cię miał nienawidzieć?
— A za co mnie ma kochać?
Tu Basia poczęła ją głaskać drobną rączką po twarzy,
A za co mnie Michał kocha? A za co twój brat, ledwie zobaczył Zośkę, już ją pokochał?
— Adam zawsze był prędki.
— Azya zasie jest pyszny i odmowy się boi, zwłaszcza ze strony twojego ojca, bo brat, sam pokochawszy, snadniejby mękę afektów wyrozumiał. Oto co jest! Nie bądź głupia, Ewka, i nie bój się. Zburczę ja dobrze Azyę i obaczysz, jaki będzie rezolut.
Jakoż tego samego dnia Baśka widziała się z Azyą, po którem widzeniu wbiegła wielkim pędem do Ewki.
— Już! — zawołała w progu.
— Co? — pytała, płonąc, Ewka.
— Powiedziałam mu tak: „Co waćpan sobie myślisz? niewdzięcznością mnie nakarmić, czy co? Umyślnie zatrzymałam Ewkę, abyś mógł korzystać z okazyi, ale jeśli nie skorzystasz, to wiedz, że za dwie, najdalej trzy niedziele, odeślę ją do Raszkowa i może sama z nią pojadę, a waćpan na koszu zostaniesz.“ Jemu twarz się zmieniła, gdy usłyszał o tym wyjeździe do Raszkowa i aż mi czołem zaczął bić do nóg. Pytam go tedy, co myśli, a on na to: „W drodze (powiada) wyznam, co mam w piersi. W drodze (powiada) będzie najlepsza okazya, w drodze się stanie, co się ma stać, co przeznaczono. Wszystko (powiada) wyznam, wszystko odkryję, bo mi nie żyć dłużej z tą męką!“ I aż mu się wargi poczęły trząść, ile że poprzednio był strapiony, bo jakoweś listy niepomyślne dziś rano z Kamieńca odebrał. Mówił mi, że do Raszkowa i takby musiał iść, że jest na to dawny u mego męża hetmański rozkaz, jeno pory w rozkazie nie ma wskazanej, bo to zależy od układów, które on tam
Strona:PL Henryk Sienkiewicz - Pan Wołodyjowski.djvu/236
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.