To rzekłszy, znikła za drzwiami, a mały rycerz, który już był powitał pana Bogusza i pana Nowowiejskiego, przysunął się do pani Boskiej.
— Bóg mi takową niewiastę dał — rzekł jej — która nietylko w domu słodką towarzyszką, ale i w polu mężnym towarzyszem być umie. Teraz zaś z jej rozkazu służby moje waćpani dobrodziejce polecam.
Na to pani Boska:
— Niechże jej Bóg błogosławi we wszystkiem, jako na urodzie jej pobłogosławił. Jestem Antoniowa Boska; nie po to ja tu przyjechałam, żeby służb od waszej mości wymagać, jeno żeby go o pomoc i ratunek w nieszczęściu mojem na kolanach prosić. Zośka! klęknij i ty przed tym rycerzem, bo jeśli on nie poradzi, nikt nie poradzi!
To rzekłszy, pani Boska rzuciła się istotnie na kolana, a urodziwa Zosia poszła za jej przykładem i obie, zalawszy się rzewnemi łzami, poczęły wołać:
— Ratuj rycerzu! miej litość nad sierotami!
Hurma oficerów zbliżyła się zaciekawiona, widząc klęczące niewiasty, a zwłaszcza, że ich widok urodziwej Zosi przyciągnął, mały rycerz zaś, zmieszany wielce, począł panią Boską podnosić i usadzać na ławie.
— Na Boga — mówił — co waćpani czynisz? Jam to prędzej klęknąć powinien, jako przed białogłową stateczną. Mówże waćpani, w czem mogę pomoc swoją okazać, a jako Bóg na niebie, nieomieszkam!
— Uczyni on to; i ja się z mojej strony dołożę! Zagłoba sum! dość waćpani wiedzieć! — zawołał, wzruszony łzami niewiast, stary wojownik.
Wówczas pani Boska skinęła na Zosię, ta zaś wydobyła prędko z za stanika list i podała go małemu rycerzowi.
Ów spojrzał na pismo i rzekł:
— Od pana hetmana!
Poczem rozerwał pieczęć i czytać począł:
„Mnie wielce miły i kochany Wołodyjowski! Przez pana Bogusza z drogi posłałem ci mój szczery afekt i instrukcye, które pan Bogusz personaliter ci oznajmi, Teraz, ledwo po fatygach w Jaworowie stanąłem, zaraz się druga sprawa nadarza. Wielce mi zaś ona na sercu leży, a to z życzliwości, jaką mam dla żołnierzów, o których, gdybym zapomniał, toby Pan Bóg o mnie zapomniał. Pana Boskiego kawalera wielkiej zacności i najmilszego towarzysza, orda ogarnęła, temu lat kilka pod Kamieńcem. Żonę jego i córkę w Jaworowie przytuliłem, ale im serca płaczą, tej za mężem, a tej za ojcem. Pisałem przez Piotrowicza do pana Złotnickiego w Krymie, aby tam Boskiego wszędy szukali. Podobno, że i znaleźli, ale go schowano, więc wydany z innymi jeńcami być nie mógł i pewnie dotychczas na galerach wiosłuje. Niewiasty w desperacyi, całkiem utraciwszy nadzieję, już mnie i molestować przestały, ale ja, świeżo wróciwszy i widząc ten ich żal nieutulony, przenieść tego na sobie nie mogę,
Strona:PL Henryk Sienkiewicz - Pan Wołodyjowski.djvu/187
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.