Strona:PL Henryk Sienkiewicz - Pan Wołodyjowski.djvu/084

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

zagranicznego kawalera, prócz oficerów cudzoziemskiej piechoty, ludzi mniejszej szarży i dość prostych; więc obchodziła go wokoło, potrząsając czupryną, rozdymając chrapki i przypatrując mu się z dziecinną ciekawością, tak natarczywą, że aż usłyszała cichą naganę od pani Makowieckiej. Ale mimo nagany, nie przestała go badać oczyma, jakby chcąc jego wartość żołnierską ocenić, a wreszcie poczęła wypytywać o niego pana Zagłobę:
— Wielkiż to żołnierz? — spytała pocichu starego szlachcica.
— Że i znamienitszy być nie może. Widzisz, eksperyencyę ma niezmierną, bo od czternastego roku życia przeciw Angielczykom rokoszanom służył, przy prawdziwej wierze stając. Szlachcic też to jest wysokiego rodu, co i po jego obyczajności snadnie poznać możesz.
— Waćpan go widział w ogniu?
— Tysiąc razy! Będzie ci stał, ani się zmarszczy; konia czasem po karku poklepie i o afektach gotów gadać.
— Zali moda wtedy o afektach rozmawiać? Co?
— Moda wszystko czynić, przez co się kontempt dla kul okazuje.
— No, a wręcz, w pojedynkę, równie on wielki?
— Ba, ba! szerszeń jest, nie ma co gadać!
— A panu Michałowiby wytrzymał?
— A! Michałowiby nie wytrzymał!
— Ha! — zawołała z radosną dumą Basia — wiedziałam, że nie wytrzyma! Zaraz pomyślałam, że nie wytrzyma!
I poczęła w ręce klaskać.
— Także to przy Michale się oponujesz? — pytał Zagłoba.
Basia potrząsnęła czupryną i umilkła; po chwili dopiero ciche westchnienie podniosło jej piersi.
— E! co tam! Radam, bo nasz!
— Ale to sobie zauważ i zakonotuj, hajduczku — rzekł Zagłoba — iż jeśli na polu bitwy trudno o lepszego, niż Ketling, tedy dla niewiast jeszcze on bardziej periculosus, które się w nim dla jego urody zapamiętale kochają. Praktyk też to i w amorach znakomity!
— Powiedz to waćpan Krzysi, bo mnie amory nie w głowie — rzekła Basia i zwróciwszy się do Drohojowskiej, poczęła wołać: — Krzysiu! Krzysiu! Choć jeno na słowo!
— Jestem — rzekła panna Drohojowska.
— Pan Zagłoba powiada, że żadna panna nie spojrzy na Ketlinga, żeby się zaraz w nim nie rozkochała. Ja już go obejrzałam na wszystkie strony i jakoś mi nic, a ty zali już co czujesz?
— Baśka! Baśka! — rzekła tonem perswazyi Krzysia.
— Spodobał ci się, co?
— Daj spokój! statkuj! Moja Basiu, nie powiadaj byle czego, bo właśnie, pan Ketling się przybliża.
Jakoż Krzysia nie zdołała jeszcze usiąść, gdy Ketling zbliżył się i spytał:
— Wolno się do kompanii przyłączyć?