Strona:PL Henryk Sienkiewicz - Nowele T8.djvu/034

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—  26  —

— Panie — mówili — dałeś nam dobro wielkie i niewysłowione, ale niezupełne. Spraw, aby sen był wieczny.
Wisznu zaś zmarszczył swoje boskie brwi, jakby zgniewan ich natręctwem i odpowiedział:
— Tego ja wam już dać nie mogę, ale idźcie do rzecznej przeprawy, a po drugiej jej stronie znajdziecie to, czego szukacie.
Ludzie usłuchali głosu bóstwa i zastępy ich pociągnęły zaraz nad jeziorko, a stanąwszy nad niem, poczęły spoglądać na drugą stronę.
Za cichą i jasną, haftowaną kwieciem tonią, ciągnęła się Łąka Śmierci, czyli kraina Sziwy.
Nie wschodziło i nie zachodziło w niej słońce, nie było dnia i nocy, ale całe przestworze nasycała liljowa, jednostajna jasność.
Żaden przedmiot nie rzucał tam cienia, bo owa jasność przenikała wszędy, tak, iż zdawała się tworzyć istotną treść wszechrzeczy.
Kraina nie była pustynna: jak okiem sięgnąć, widniały w niej doliny i wzgórza, porosłe ślicznemi kępami drzew, wokół których wiły się pnącze, zwoje bluszczu i winogradu zwieszały się ze skał. Ale i skały i pnie drzew i smukłe łodygi roślin były niemal przezrocze, jakby ze zgęszczonego światła uczynione.
Liście bluszczu miały leciuchne, różane blaski zorzy porannej, a wszystko było cudne, ukojone jakiemś nieznanem na Łące Życia ukojeniem, przeczyste, niby pogrążone w świetlistej zadumie, niby senne i uśpione snem błogim, nieprzespanym.
W jasnem powietrzu nie było najmniejszego po-