Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Pisma zapomniane i niewydane.djvu/375

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ryczy, huczy, jak grzmot i wyje, ale w najcichszą nawet pogodę zawsze bałwani się, zawsze pieni groźnie i mruczy, rozbijając się z wściekłością o brzegi. Piękny jest widok morza od strony portu. Tu i owdzie woddali bielą się żagle, czasem widać słup dymu, wznoszący się ku niebu — to statek parowy płynie z Douvru i za chwilę będzie już w porcie — coraz bliżej i bliżej; już można rozeznać komin i banderę; kołysze się na falach, czasem wspina się na szczyt bałwanu, tak, że widać go niemal w całości, to znów pogrąży się w bróździe między falami, że tylko komin i maszty sterczą nad wodą. Zeszedłem z dygi na płaskie piasczyste wybrzeże. Była to chwila odpływu. Tak cofają się, zostawiając po sobie na piasku porosty, muszle, obrzydliwe kraby, obrzydliwsze jeszcze pająki i najobrzydliwsze ze wszystkiego galaretniki barwy zielonawej, niewiele różniącej się od wody. — Mnóstwo dzieci biega z rydelkami po mokrym jeszcze piasku, amatorowie wyszukują małych czarnych muszelek, zwanych moules i wyjadają ze środka ślimaki, jeszcze ociekające wodą morską. Fale ustępują coraz dalej, a w miarę jak odkrywają coraz więcej dna, zaraz dzieci biorą je w posiadanie. Zdala widać w morzu wózki, a przed wózkami od strony morza mnóstwo kąpiących się kobiet, mężczyzn i dzieci w pstrych kostjumach. Kiedy bałwan przychodzi, nakrywa wszystkich jakby ogromną białą zasłoną i po chwili dopiero głowy na nowo pokazują się nad wodą. Na dydze mnóstwo spacerujących; tu wznosi