Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Pisma zapomniane i niewydane.djvu/369

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

sposób przespałem Akwizgran i obudziłem się dopiero na granicy Belgji w Verviers, gdzie jest rewizja rzeczy. Tu dopiero pierwszy raz od czasu wyjazdu ze Skierniewic, a raczej z Polski, usłyszałem język francuski. Wydostałem się więc już z Niemiec! Ucieszyło mnie to tak, jakbym się dostał między swoich. Przez jakiś czas nie spałem, ale wyglądałem oknem, chcąc choć cokolwiek dojrzeć, jak wygląda kraj, do którego wjechałem.
Noc była pochmurna i ciemna; drobny deszczyk mżył do czasu mego wyjazdu z Kolonji i przejmował wilgocią odzież i włosy. Wogóle niewiele mogłem dojrzeć, a miasto i wsie uciekały po obu stronach drogi prawie niedostrzeżone. Co chwila tylko na ciemnem i chmurnem tle nocy rysowały się buchające dymem i skrami kominy fabryczne, których tu taka mnogość, jak u nas sosen w borach — i wielkie piece hut czy giserni, dzień i noc rozpalone do białości. Piece te, zwłaszcza w nocy, przedstawiają wspaniały widok. Krwawe blaski płomieni, huk młotów, zgrzyt żelaza i łoskot wszelkiego rodzaju machin parowych, sylwetki ludzkie, czerwono oświetlone, kręcące się z jakimś gorączkowym pośpiechem na wszystkie strony — słupy iskier, kłęby dymu, szczególniejszy jakiś zapach węgla i saletry, który przejmuje w tych okolicach całą atmosferę, wszystko to ma w sobie coś chaotycznego, dzikiego, ale i wspaniałego zarazem. Mimowoli przychodzą na myśl majestatyczne, choć pełne zgrozy, obrazy piekła Danta. — Ale oto po